Ja w wojsku

Poruszony przypadkiem wątek przywołał wspomnienie… Otóż, zdarzyło się w moim życiu tak, że tuż po studiach, przez bardzo krótki okres, pracowałam w wojsku…

Mój zawód nie ma z armią nic wspólnego, jednakże jest na tyle uniwersalny, iż pozwolił mi znaleźć zatrudnienie również i w pewnych istotnych strukturach wojskowych.

W tym czasie, w „moim” rejonie Polski, odbywał się ważny zjazd dowódców naszej – polskiej – armii. Od podpułkownika wzwyż; major był tu żałosnym pariasem… Panowie wojskowi organizowali sobie spotkania i narady, jak również rozrywkę i wymyślili, że włączą mnie, naiwną dwudziestoparolatkę, w owo przedsięwzięcie i wtedy źródłem radości będzie nie tylko rzeczona rozrywka, ale również ja… w roli głupawej kobitki, clowna-cywila… A moje władze zwierzchnie pomysłowi przyklasnęły.

Tą rozrywką był konkurs strzelniczy.

Panowie wojskowi, pułkownicy+, którzy mieli regularne ćwiczenia ze strzelania, urządzili kilkuetapową rywalizację. Wywieziono mnie na poligon, tudzież strzelnicę (nie wiem – nie rozróżniam).

Pierwszym zadaniem były strzały z pistoletu do tarczy, ustawionej hen, hen…

Powierzono mi pistolet, umiejscowiono w szeregu, a ja – wściekła na moje władze zwierzchnie (które przymusiły mnie do stanięcia w szranki ze starymi wyjadaczami) – w ciągu kilkudziesięciu sekund wystrzelałam wszystkie naboje. Było strasznie – pistolet miał odrzut (ręka mi uciekała przy strzale), a wydawany przez niego dźwięk nie okazywał się głuchym odgłosem znanym z filmów sensacyjnych, lecz był ostry, głośny i świdrował w uszach. Jednak czułam, że mój wzrok jest po mojej stronie 🙂

I tu dygresja:

Od dzieciństwa słabiej widzę na jedno oko. Skutecznie ukrywałam tę wadę przez wiele lat, w obawie przed potencjalnymi okularami. Kiedy były badania wzroku w szkole, ustawiałam się na końcu kolejki, w szybkim tempie uczyłam się całej tablicy Snellena na pamięć, po czym śpiewająco „zdawałam” test na dobry wzrok.

Te praktyki poskutkowały dezaktywacją receptorów siatkówki i utrwaleniem się wady, która nie podlega już korekcie okularowej. W rezultacie – widzę płasko, dwuwymiarowo – 2D. Nie dostrzegam głębi, jednak okazuje się, iż moje codzienne, sztampowe widzenie przystaje do postrzegania włączanego przy strzelaniu.

Wracając do konkursu – wystrzelałam w ekspresowym tempie wszystkie naboje, podczas gdy konkurujący ze mną liczni panowie strzelali wolniej i uważniej.

Tarcza-FM200

 

Gdy sprawdzono wyniki, okazało się, że… mam drugie miejsce. Trafiałam w środek tarczy…

Następne zadanie polegało na strzelaniu do ruchomego celu. Miałam wędrować z pistoletem wzdłuż określonej ścieżki, a nieopodal mnie wyskakiwały znienacka tarcze. Było zabawnie. Dla mnie – nie dla panów wojskowych 🙂

Jako totalny cywil reagowałam nietypowo, więc rejestrująca zdarzenie kamera uwieczniła taką oto scenkę rodzajową: ja, w poszukiwaniu tarczy, robię z wyciągniętym w dłoni pistoletem regularne obroty o 360 stopni, zaś szanowni panowie pułkownicy+ z adekwatną regularnością padają na ziemię, w obawie przed wymierzoną w nich moją bronią… Skąd miałam wiedzieć, że nie mierzy się w ludzi?! Zresztą wcale w nich nie mierzyłam, tylko szukałam wyskakującej tarczy… Z tej części zadania wybrnęłam zwycięsko: widzenie niestereoskopowe ponownie zdało egzamin.

W kolejnym zadaniu kazano mi strzelać z karabinu maszynowego na podpórkach – kałasznikowa, czy innego licha. Pestka. Łatwiej jak z pistoletu, bo można było oprzeć ustrojstwo o ramię i nie latała mi ręka.

23abba0a6a8003e9cbd2e2f95d950a28.jpg

Poległam na ostatnim etapie. Kazano mi biegać z karabinem maszynowym: to znaczy wyskakiwać z nim z okopu, pędzić dalej, wspinać się na jakieś worki i strzelać do celu. Strzelanie to pryszcz, ale ja nie byłam w stanie unieść tego karabinu!… Jestem ogólnie nieźle, rzekłabym nieskromnie – ponadprzeciętnie – wysportowana, ale wyskakiwanie z ciężkim żelastwem z głębokiego okopu, wspinanie się po workach z piaskiem, a przede wszystkim mierzenie z owego sprzętu (gdy dłonie mdleją i opadają), przekroczyło moje możliwości…  😦

W podsumowaniu i tak zmieściłam się „na podium” – w trójce zwycięzców. Ja – jedyny cywil. Ja – jedyna kobieta. Ja – jedyna osoba, która pierwszy raz dzierżyła pistolet (o karabinie maszynowym nie wspominając) w dłoni.

Więc jeśli ktoś ufa armii i pułkownikom+, to czas na weryfikację owej ufności, skoro zwykła babka z jednym sprawnym okiem jest w stanie ich pokonać :). Z drugiej strony – to relacja historyczna… Może czasy się zmieniły (choć moje ówczesne zwierzchnictwo nadal trwa na posterunku) i teraz w armii mamy skrzyżowanie Johna McClane’a z Arnoldem Szwarzenegerem z najlepszych lat?Commando.jpg

 

 

37 komentarzy

  1. .. coś mi podpowiada, że od pułkownika w górę nie za wiele się zmieniło .. pomijając różne „mniej regulaminowe” jednostki, ale tam pułkowników i generałów jak na lekarstwo, bo niby co mieliby robić? 🙂 .. kaliber 12,7 z obrazka dopiero kopie 🙂 .. pozdrawiam

    Polubienie

    • Też – na logikę – wydaje mi się, że ten maszynowy powinien „kopać” jeszcze bardziej… Ale ja tego w ogóle nie odnotowałam – albo po pistolecie nie byłam już zaskoczona, albo – bardziej prawdopodobne – że adrenalina łagodziła ból „kopania” (miałam po tym strzelaniu różne siniaki i nie pamiętałam ich pochodzenia)… 🙂

      Polubione przez 1 osoba

      • 🙂 pierwszej randki na strzelnicy nie wspominam dobrze – ból nadgarstka i siniaki po „większej” zabawce w od barku do przedramienia 🙂 i szykując się na wieczór miałam dodatkowo ból głowy jak to poobijanie wytłumaczyć (dziś będzie analogiczny problem miała z nosem 🙂 czyli nawet gorzej), ale przy następnych zabawach, już zamiast mnie straszyć dobrano broń, która dobrze leży. Poza tym, kwestia oswojenia się z sytuacją. Choć niektórych modeli do rąk nie biorę, bo wiem, że wyjdzie komedia.

        Polubienie

  2. Bardzo ciekawa opowieść Damo Kameliowa. W sumie, to dobrze, że Twoi zwierzchnicy przypisali Cię do tego zadania, bo dzięki temu jesteś bogatsza o nowe doświadczenie. Wiem, że wtedy mogło Ci się to wydawać żenujące i byłaś zła na swoich zwierzchników, ale patrząc z perspektywy czasu myślę, że była to fajna przygoda, tym bardziej, że zapewne niewiele kobiet miało okazję brać udział w tego typu ćwiczeniach strzelniczych. Mogę powiedzieć, że trochę Ci zazdroszczę, bo zawsze marzyło mi się, żeby móc tak popróbować strzelania z prawdziwej broni, obawiałam się jednak, że moje słabe ręce sobie nie poradzą, bo tak jak piszesz, lekkie to nie jest i jeszcze odrzut ma dość spory 😉

    Pozdrawiam

    Polubienie

    • Z perspektywy czasu – wspomnienie wydaje się zabawne 🙂 Wtedy miałam poczucie upokorzenia, bezradności i złości… tym bardziej, że panowie początkowo bardzo byli mną rozbawieni…
      Sama nie wiem, dlaczego ostatecznie tak pozytywnie wyszło (bo już nigdy więcej nie strzelałam) – czy była to kwestia widzenia niestereoskopowego, czy szczęście debiutanta… A broń była naprawdę ciężka… Pozdrowienia:)

      Polubienie

  3. Słyszałam o różnych dziwnych wadach wzroku, syn znajomej np. nie widział niczego po bokach, jakby miał przysłowiowe końskie klapki na oczach. Nigdy nie strzelałam z broni palnej, ale zwiedzałam kiedyś twierdzę Kłodzko i tam przewodnik zademonstrował wystrzał a karabiny na strzelnicy wewnątrz gruuubych murów. Zanim jednak wystrzelił zaliczył dwie nieudane próby, w końcu broń zabytkowa była. Czekaliśmy spokojnie, spodziewając się odgłosu jak na filmach. Gdy w końcu wystrzelił huk był tak straszny, że trudno opisać….
    Co do kondycji i umiejętności wojskowych to podobno maja jakieś ćwiczenia kondycyjne i obowiązkowe siłownie, ale na ile się sprawdza? Nie mam pojęcia….

    Polubienie

    • Moja wada wzroku wynika z ukrywania jej przez wiele lat i niekorygowania. Gdybym jako dziecko nosiła okulary, dziś nie miałabym problemów…
      Zabawne, że filmy nie oddają realnych odgłosów wystrzału. I myślę, że wrażenie wewnątrz zabytkowej twierdzy musiało być nieziemskie – pewnie wszystkim się wydawało, że walą się mury?

      Polubienie

    • Ja byłam pewna siebie…to taka moja zaleto-wada.
      Początkowo traktowałam to w kategoriach wyzwania (narzuconego, niemniej wyzwania), dopiero potem w obecności owych rechoczących panów zorientowałam się, o co chodzi, i poczułam się okropnie. I wtedy też nie zrezygnowałam, bo poddawanie się przychodzi mi z trudem.

      Polubienie

  4. Syn koleżanki jest zawodowcem. Twierdzi, że jego normy nie obowiązują, testy zdawać muszą podwładni i to by się zgadzało… Gratulacje za walkę i obronę honoru.

    Polubienie

  5. Moja mama opowiadała, że w szkole też mieli zajęcia na poligonie, m.in. ze strzelania. Pech chciał, że tego dnia zapomniała okularów. Mówiła, że tylko modliła się żeby trafić w tarczę i nikogo nie zabić. A tu okazało się, że wystrzelała najlepszy wynik w całej szkole. Nawet ją na zawody potem wysłali. Ale wtedy już wzięła okulary. I wyniku nie powtórzyła… 😉

    Polubienie

    • 🙂 Uśmiechnęłam się
      Może coś w tym jest, że „trafiło się ślepej kurze ziarno” 🙂 albo pozostaje wersja naukowa.
      Fajnie, że pozostały Ci takie miłe i zabawne wspomnienia o Mamie 🙂

      Polubienie

  6. „Szczęście nowicjusza” zapewne tłumaczyli sobie owi zawodowi (bo niekoniecznie profesjonalni) żołnierze. Ten karabin na „podstawkach” to zapewne tzw. „PeKaŚka” (kal 7,62 PK, skrót od ros. пулемёт Калашникова). Pozdrawiam i gratuluję utarcia zadartych nosków „panów pułkownków”…

    Polubienie

    • Witaj 🙂 Myślę, że panowie pułkownicy już sobie wszystko tak wytłumaczyli, żeby nie utracić poczucia godności… Nie wiedziałam, że kałasznikow ma ksywę „Pekaśka” 🙂 Pozdrowienia

      Polubienie

  7. Nie sądzę, aby w kwestii pułkownika+ coś się zmieniło. Sądzę, że nadal jest skrzyżowanie Ferdynanda Kiepskiego z nadętym balonem. Pracowałem kiedyś z pułkownikami przy książce do PO. Poziom – żenada. Uczyłem też na studiach żołnierza, który wrócił z misji z Iraku. Z nim pewnie byś nie wygrała, ale fachowcy jego typu kończą najwyżej na stanowisku sierżanta-. Taka smutna prawda o polskiej armii, a szczególnie o jej kadrze.

    Polubienie

    • Ci, którzy wrócili z misji, strzelają dobrze, natomiast niestety większość z nich kończy z zespołem stresu pourazowego… I na to wojsko ma swoje patologie, bo zamiast kierować ich na leczenie, wysyła ich na wcześniejszą rentę/emeryturę zwiększoną o dodatek za uszczerbek na zdrowiu…

      Polubienie

  8. to Ty szybkostrzelna kobietka jesteś 😉

    a ja jakiś czas temu szukałam miejsca gdzie można sobie postrzelać. okazało się, że najbliżej mnie są tory łucznicze – nawet spodobała mi się opcja użycia takiej eleganckiej broni, jak na te coraz mniej cywilizowane czasy.

    Polubienie

Dodaj komentarz